Rozdział 11

     Przez dłuższy czas spacerowali po błoniach w milczeniu. Z początku brunetka była mu wdzięczna za tą ciszę i że nie wypytuje, dlaczego uciekła. Teraz jednak czuła się niezręcznie, czego Dracon najwidoczniej nie zauważył. Wzięła głęboki oddech i postanowiła rozpocząć jakąś rozmowę.
- Może gdzieś usiądziemy? – wydusiła, klnąc w duchu na swoją głupotę. To jest rozpoczynanie tematu? Hermiona poczuła się jak totalna idiotka. Na szczęście Draco, nie zwrócił na to uwagi i jedynie skinął głową. Wskazał jej miejsce pod wysokim dębem, gdzie chwilę później usiedli. Stąd mieli doskonały widok na błyszczące jezioro.
- Mogę cię o coś zapytać? – rzucił ostrożnie, co nie było do niego podobne. Hermiona zmarszczyła brwi.
- Jasne.
- Podoba ci się Weasley?
- Słucham?! – zapiszczała. – Co ci do głowy strzeliło?! – zdenerwowała się. Czuła jak krew dopływa jej do policzków.
- Błagam cię. Uciekłaś, bo cię zabolało. – prychnął. – Jesteś zwyczajnie zazdrosna i tyle.
- Wcale, że nie! – zaprotestowała. Czy to było aż tak oczywiste? Ale nie przyzna mu się. Co to, to nie. – Poczułam się po prostu zdradzona. Parkinson jest Ślizgonką, a w dodatku wieloletnim wrogiem. – wymyśliła na poczekaniu. Modliła się w duchu, żeby uwierzył. Nadzieja matką głupich. Nie takie numery z Draco Malfoy’em.
- Ach, tak? – spojrzał na nią kątem oka. – Czyli twoi pożal sie Boże przyjaciele, również czują się zdradzeni? – spytał.
- Niby czemu mieliby się tak czuć?
- Pomyślmy. – rzucił i westchnął przy tym teatralnie. – Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, dbałaś o mnie kiedy byłem chory, podobno ze sobą spaliśmy, pobiegłem za tobą, a teraz wyszliśmy na spacer. – odparł, wyliczając na palcach, a brunetka porządnie się zarumieniła. To wszystko zdaje się być zupełnie inne, gdy ktoś powie to na głos. Ona wie, że miedzy nimi nic nie ma. On także. Ale gdy tylko ktoś to usłyszy.. trudno będzie mu uwierzyć jej na słowo. – A do tego jestem wieloletnim wrogiem.
- Dobra. – westchnęła zrezygnowana. – Poddaje się.
- Więc? Podoba ci się? – spytał ponownie.
- Nie, nie podoba mi się. – odpowiedziała szczerze, ale on zmarszczył intensywnie brwi. – Było coś między nami i się skończyło. – wyjaśniła, w duchu pytając samą siebie, dlaczego mu to mówi. A tym bardziej, co go to obchodzi. Blondyn popatrzył na nią nieco zdziwiony. – Z czasem zrozumiałam, że niewiele nas łączy. – odparła, bezradnie wzruszając ramionami, a on parsknął śmiechem. – To jest takie zabawne? – zirytowała się.
- Dość. – rzucił, uspokajając się.
- Kretyn. – mruknęła pod nosem.
- Ej, po co od razu od kretynów wyzywać! – powiedział niby urażony. – Śmieszy mnie fakt, że zauważyłaś to dopiero po czasie. – odpowiedział, wpatrując się w nieruchomą tafle wody. – I teraz powiem kilka rzeczy, więc nie ekscytuj się za bardzo, że mam takie zdanie na twój temat.
- Dobra. – mruknęła, wywróciwszy oczami.
- Weasley jest idiotą, a ty jesteś inteligentna. – zaczął wyliczać. – Ty, w odróżnieniu od niego, jakoś wyglądasz. – dodał, a ona szeroko się uśmiechnęła. Na swój sposób Draco Malfoy właśnie jej powiedział, że jest ładna. – Jesteś sprytna, a on.. cóż nie będę nic mówił. Walczysz o swoje, a Weasley raczej godzi się z porażką. Ale on za to, mimo swojego debilizmu jest odważny, jeśli chodzi o robienie z siebie pajaca niestety, a ty.. Ty się rumienisz i zachowujesz jak płochliwa dziewczynka.
- Wcale, że nie! – pisnęła wściekła. To przecież nie prawda!
- Wcale, że tak. Czasem tylko, jak jesteś zawzięta na coś, to masz gdzieś innych. – szatynka westchnęła. Miał po części rację.
- I nie lubię Quidditcha, a on uwielbia. – dodała po chwili namysłu.
- Nie lubisz? To czemu przychodzisz na każdy mecz? – zdziwił się.
- Żeby kibicować przyjaciołom. – odparła, wzruszając ramionami. – Nie mogłabym nie przyjść.
- Hmm. – zastanowił się chwilę. – Ja mógłbym sprawić, że przyjemnie by ci się kibicowało.
- Niby w jaki sposób? – spytała, patrząc na niego z politowaniem. Ona nigdy w życiu nie polubi tej idiotycznej gry. Nie rozumie zasad, nienawidzi latania na miotle i nie cierpi przemocy, którą niestety często stosują zawodnicy.
- Tego ci nie powiem. Ale jeśli będziesz kibicować mi, to zobaczysz jak fajnie będzie się oglądało. – powiedział, uśmiechając się do niej. – To jak? Jutro mamy trening z Gryfonami. O piętnastej.
- Trening? – spytała dla pewności, a on skinął głową. – Niewiele osób na nie chodzi.. nawet ja często je omijam. – zagryzła wargę. – Dobra. Na treningu mogę ci kibicować, nie obrażą się. Z resztą, uprzedzę ich. – mówiła bardziej do siebie niż do niego. – Zgoda.
- No i świetnie. – uśmiechnął się i wstał, podając jej rękę. – A teraz wracamy.
- Co?
- No weź przestań. Podałem ci wystarczająco dużo powodów, by nie przejmować się Weasley’em. – rzucił lekko zrezygnowany. – I największy: Nic by z tego nie było. Teraz chodź. Zaprosiłem cie, żebyś się dobrze bawiła.
- Czyżbyś się martwił, o to czy mi się podoba? – spytała, łapiąc jego dłoń i patrząc na niego zadziornie.
- Nie pozwolę by któreś Gryfiątko powiedziało, że Ślizgońska impreza była do kitu. – skłamał gładko, a ona parsknęła śmiechem. Draco wyszczerzył się do niej. Lubił jej dźwięczny, całkiem uroczy śmiech.

     Chwilę później znaleźli się z powrotem w pokoju wspólnym Slytherinu. Gdy tylko weszli do środka, dopadła ją Mirabelle.
- Boże, gdzieś ty się podziewała! – pisnęła, rzucając się jej na szyję. – I jak mogłaś mnie zostawić ze stadem Ślizgonów? – spytała za raz obrażona.
- Byłam z Malfoy’em na błoniach. Przekonał mnie, żebym wróciła. – wyjaśniła, zerkając na dumnego z siebie blondyna, który aktualnie rozmawiał z Blaise’m. – I przepraszam, że cię zostawiłam. Wiesz.. to przez Rona. Tłumaczyłam ci.
- Tak wiem. – westchnęła dziewczyna. – Ale skoro już wróciłaś, to chodźmy rozkręcić trochę tą imprezę! – zawołała wesoło. Faktycznie od ich wyjście było nieco nudno. Nikt nie chciał tak naprawdę być pierwszym, który zatańczy po wyjściu Malfoy’a i Hermiony. Ale za to zdążyli się nieźle wstawić. Wszyscy, nawet Gryfki.
- I pójdziemy same? – spytała, krytycznie patrząc na parkiet, gdzie zamiast tańczyć, stano i rozmawiano.
- No coś ty, mamy dwóch Ślizgonów-gospodarzy, którzy mają zapewnić nam zabawę. – odparła beztrosko. – Nam nie odmówią. Patrz. – rzuciła z błyskiem w oku, a Hermiona ze śmiechem przyglądała się jej poczynaniom. Brunetka zbliżyła się do chłopców i oparła na ramieniu bruneta. – Blaise, chciałyśmy z Hermioną iść potańczyć, bo robi się naprawdę nudno, ale nie mamy z kim.  – wyjaśniła, patrząc na niego z miną zbitego szczeniaczka, a on najbardziej na świecie chciał, by zaraz sie uśmiechnęła. Za to Draco patrzył na nią z podziwem. Manipulantka. – Pomoglibyście nam ich trochę rozkręcić?
- Jasne. – odpowiedział, uśmiechając się do niej, co odwzajemniła.
- Nie. – zaprotestował Draco.
- Nie? – zdziwiła się. – Ale to wasza impreza! Musicie coś zrobić.
- Zaraz do was dołączymy. – rzucił w jej kierunku Zabini i zaraz odciągnął Malfoy’a na bok. Mirabelle podeszła do Hermiony zadowolona.
- Gotowe. Zaraz będą. – uśmiechnęła się. – A teraz chodź. – powiedziała i zaraz pociągnęła szatynkę na środek, przepychając się między ludźmi. Machnęła na chłopaka, który zajmował się muzyką i ten zaraz pogłośnił szybki kawałek, który akurat leciał. Obie panny zaczęły wywijać ciałami i kołysać biodrami w dźwięk muzyki, a wszyscy zgromadzeni zwrócili na nie swój wzrok. W tym również dwóch rozmawiających Ślizgonów. W końcu, po ostatnim argumencie Blaise’a, który brzmiał mniej więcej „Patrz” i po tym jak wskazał na kocie ruchy panny Granger, blondyn poddał się. Gestem ręki nakazał uczniom Slytherinu dołączyć, a sam wraz z przyjacielem zbliżył się do Gryfonek. Chwilę później Hermiona poczuła silne ciało za sobą i ciepłe dłonie na biodrach. Na chwilę zesztywniała, by odwrócić się w stronę mężczyzny. Malfoy puścił jej oczko i uśmiechnął łobuzersko. Szatynka pokręciła głową z rozbawieniem, jednak wróciła do dawnej pozycji, jak i do tańca. Po chwili natrafiła też na spojrzenie Mirabelle, mówiące „Wykończ go”, więc tak też zrobiła. Zbliżyła się do blondyna, powolnymi, uwodzicielskimi ruchami, ocierając się o jego krocze. Z początku był nieźle zdziwiony, co zauważyła od razu, bo na kilka sekund zatrzymał się w bezruchu, zaraz jednak przycisnął ją mocno do siebie i zaczęli poruszać się jak jedno. Złapał jej dłoń, wieszając na swój kark i powoli zjeżdżał ręką po jej ciele. Hermiona wplątała palce prawej ręki w jego włosy, lewą zaś ujęła jego dłoń, która powoli z bioder poruszała się na brzuch i z powrotem. Oboje powoli zatracali się w dzikim tańcu. Nawet nie zauważyli, że znajdują się w tłumie tańczących, spoconych ciał. Liczyła się tylko ta chwila. W końcu po trzech piosenkach nieustannego tańca, DJ włączył coś wolniejszego. Oboje łapali łapczywie powietrze, zmęczeni. Hermiona czuła na karku jego ciepły oddech, oraz dłonie, które w dalszym ciągu jej nie puszczały. Draco sprawnym ruchem obrócił ją w swoich ramionach. Szatynka spoglądała na niego dużymi oczami, a on uśmiechał się zadziornie. Ułożył jej ręce na swoim karku i mocno ją do siebie przyciągnął. Była wyższa niż zwykle, bo miała wysokie buty, jednak wciąż dzieliło ich jakieś dziesięć centymetrów.
- Całkiem nieźle, Granger. – wyszeptał prosto do jej ucha.
- Ty też nie jesteś najgorszy. – odpowiedziała, wciąż uspokajając oddech. Potem nie odezwali się ani razu. Przez całą piosenkę bujali się wolno w rytm spokojnej melodii. Szatynka wtuliła się ufnie w jego ramiona, a on mocno ją obejmował, jakby nie chciał puścić jej ze swoich rąk. W głowie Hermiony kłębiło się wiele niebezpiecznych myśli. Wiedziała, że gdy tylko skończy się piosenka musi iść. Choćby się napić. Wiedziała także, że nie będzie to takie łatwe, bo uwielbiała czuć jego dotyk na skórze i to było najbardziej przerażające. Gdy tylko poleciały ostatnie nuty, Hermione niechętnie odkleiła się od chłopaka.
- Dzięki za taniec. – mruknęła i zaraz zniknęła w tłumie. Szybko odnalazła stół z napojami, przy którym, ku jej zdziwieniu stał Harry i Belle, wybierający drinki. – A wy co tutaj robicie? – spytała zaskoczona.
- Musieliśmy się czegoś napić. – wyjaśnił brunet, podając jej plastikowy kubeczek, który wcześniej wypełnił jakimś trunkiem. Hermiona odebrała go z wdzięcznością i upiła łyk. Zrobiła kwaśną minę, jednak piła dalej. Zerknęła w stronę parkietu. Aż ją zemdliło na widok Ronalda tańczącego z Pansy. Serce ją zakuło, gdy widziała każdy dotyk i spojrzenie. Westchnęła.
- Okropieństwo. – mruknęła. Pozostali spojrzeli na nią pytająco, więc wskazała im parę, którą właśnie obserwowała. – Aż mam ochotę na więcej. – rzuciła i podsunęła Potter’owi kubek pod nos. Bliznowaty zaśmiał się krótko i zaraz nalał jej ponownie.
- My też przez nich. I przez Zabiniego. – wyjaśniła.
- No i ciebie. – dodał Potter, a Belle strzeliła go w ramię.
- Ty przez nią, ja nie. – zaprotestowała.
- Przeze mnie? Dlaczego? – zdziwiła się.
- Przez te twoje tańce z Malfoy’em? Wiesz jak to wyglądało z boku? – spytał, a ona pokręciła głową. – Cóż, nie musieliście w siebie wchodzić. – odparł, a ona wytrzeszczyła na niego oczy.
- Harry jest najzwyczajniej w świecie zazdrosny. – rzuciła brunetka, machnąwszy ręką. – Sam pewnie by nie pogardził tańcem z tak seksowną dziewczyną jak ty, tym bardziej gdyby miała się przy nim tak ruszać. – odparła z łobuzerskim uśmieszkiem, a Hermiona walnęła się mocno w czoło. Co za wstyd! Ludzie faktycznie pomyślą, że się przespała z tym pieprzonym Malfoy’em!
- A co zrobił Zabini? – spytała z rezygnacją.
- To co zwykle. Niewychowany kretyn i tyle. Zero taktu, mówię ci. – mruknęła, popijając drinka. – Nie to co Malfoy. – rzuciła i szturchnęła przyjaciółkę. Hermiona posłała jej mordercze spojrzenie, czym tylko rozbawiła dziewczynę. Chwilę później pojawił się Neville i nieco skrępowany poprosił Mirabelle do tańca. Longbottom był kolejnym gryfonem, a także przyjacielem Hermiony, który szczerze lubił brunetkę. Dlatego też panna Granger obiecała sobie, że nigdy nie pokaże przyjaciółce zdjęć z przeszłości, bowiem Neville naprawdę wyprzystojniał, naprawił sobie uzębienie i zaczął porządnie ćwiczyć. Teraz spokojnie mógł być określany słowem „ciacho”. Większość dziewczyn, które kiedyś były dla niego naprawdę wredne, próbowały go nie raz poderwać, ale on się nie dawał. Nie mógł zapomnieć im przykrych słów. Tak czy inaczej, chwile później oboje znaleźli się na parkiecie, a Mirabelle z wesołym uśmiechem, obracała się w jego ramionach. Zaraz pojawił się przy nich Blaise. Sięgnął po Ognistą Whisky i nalał sobie do pełna. Odwrócił się w stronę parkietu i przyglądał się wesołej parze. Upił duży łyk, robiąc kwaśną minę.
- Pieprzony Longbottom i jego nowe zęby. – warknął pod nosem.
- Gdybyś nie był takim dupkiem, to nie odrzucałaby cie za każdym razem. Trochę taktu, Zabini. – rzuciła w jego stronę. Brunet spojrzał na nią marszcząc brwi. Już chciał powiedzieć, że to nie jej zakichany interes i niech się odwali, ale nie mógł. Nie mógł, bo wiedział, że ma rację.
- I niby co ja mam zrobić, Granger? – westchnął.
- Zachowuj się jak dżentelmen, a nie prostak. – odparła z uśmiechem i odwróciła się do Harry’ego. – A ty, mój drogi, ze mną zatańczysz. Już dość mam alkoholu, wiesz, że mam słabą głowę. – powiedziała wesoło, a oczy Zabini’ego błysnęły, więc zaraz zniknął w tłumie. Oni jednak się tym nie przejęli.
- Z tobą zawsze, piękna. – odpowiedział z uśmiechem i odłożywszy kubek, złapał jej dłoń. Powoli ruszyli na parkiet. Chwilę później Harry obracał ją w najlepsze w takt szybkiej piosenki. Oboje wesoło się śmieli. Jednak gdy tylko piosenka zmieniła się na bardziej dziką i odważną, Potter zaczął się mocno rumienić, czując ciało przyjaciółki tak blisko swojego. Był niezdarny przy każdym dotyku, ale ona nic nie powiedziała. Nie mogła przecież przyznać, że wolałaby teraz tańczyć z Malfoy’em. Co to, to nie. Bawili się do późna, a kiedy wrócili do swoich pokoi, padli na łóżka zmęczeni. To była dość długa, rozrywkowa noc. Noc godna zapamiętania, kiedy wszyscy uczniowie ostatniego rocznika przestali ze sobą walczyć chociaż na chwilę.

     Szatynka obudziła się bardzo późno jak dla siebie, bo aż o godzinie trzynastej. Wygramoliła się z łóżka z ogromnym bólem głowy. Jęknęła żałośnie, przykuwając tym uwagę Belle, która o dziwo była jak nowo narodzona, wyspana i w ogóle bez żadnego kaca, czy bólu głowy.
- A ty co taka wesoła? Mnie mózg boli. – mruknęła zła na siebie, że sięgnęła wczorajszego wieczora po więcej drinków niż powinna.
- Och mój kochany głuptasku. – odparła wesoło brunetka. Zaraz podeszła do przyjaciółki z fiolką jakiegoś fioletowego specyfiku. – Masz tutaj skarbie, lek. Cudowny lek. – wcisnęła dziewczynie eliksir w rękę. Szatynka popatrzyła na przyjaciółkę jak na idiotkę, ale szybko wypiła eliksir, jak się okazało, na kaca. Chwilę później ból głowy minął, jak i zmęczenie. Dziewczyna czuła się świetnie.
- Geniuszu! – pisnęła, przytulając do siebie Mirabelle.
- Idziesz dziś na trening chłopaków? – zapytała. Hermiona wytrzeszczyła oczy.
- Cholera! – pisnęła i pobiegła do łazienki. Przygotowywała się bardzo długo, ponieważ potrzebowała długiego prysznica i myła włosy. Musiała się ubrać w miarę ciepło i pomalować, a do tego, czas pędził jak szalony. Koło godziny czternastej była gotowa. – Chodź idziemy coś zjeść. – powiedziała w stronę przyjaciółki. – Umieram z głodu.
- Ale jest jeszcze zamknięte. Wiesz, że nie wolno nam wchodzić do wielkiej sali miedzy posiłkami. – odparła, zdziwiona tym, iż Hermiona chce łamać zasady.
- A kto powiedział, że idziemy do wielkiej sali? – spytała z tajemniczym uśmiechem. Później znalazły się w lochach, gdzie znajdywała się kuchnia. Gdy tylko weszły skrzaty przywitały je ciepło i zaczęły wypytywać, co podać. Szybko poprosiły o dwie kawy i naleśniki, a skrzaty zabrały się do roboty. Mirabelle rozglądała się na boki, przyglądając się pracy tych stworków. Wszystko robiły szybko, a mimo to starannie. Nigdy nie była w kuchni, w odróżnieniu do Hermiony, która niegdyś była tu stałym bywalcem. Najedzone podziękowały skrzatom i ruszyły w stronę boiska powolnym krokiem, pochłonięte rozmową. Nawet nie zauważyły, kiedy były na miejscu. Obie drużyny już się przygotowały i właśnie wychodziły na pole. Od razu ruszyły w kierunku Ronalda i Harry’ego.
- Gotowa, by trochę pokibicować? – rzucił Dracon, podchodząc do grupki.
- Jak najbardziej. – odparła i zaraz zwróciła się do przyjaciół. – Nie przejmujcie się, gdy będę kibicować Malfoy’owi, a nie wam, dobrze? Po prostu wymaga tego nasz.. tak jakby zakład. – wyjaśniła. Oni niechętnie skinęli głowami. Dracon podszedł do szatynki, złapał jej podbródek i zmusił by spojrzała mu prosto w oczy.
- Złapie dziś tego znicza dla ciebie, księżniczko. – powiedział i puścił jej oczko. Hermiona zarumieniła się delikatnie, ale kiwnęła lekko głową. Blondyn odsunął się od niej, chcąc odejść do swojej drużyny, ale zatrzymał go głos Potter’a.
- Ty złapiesz znicz? – parsknął śmiechem. – Nigdy z nami nie wygrałeś.
- Chcesz się założyć, że mi się uda? – spytał, przekonany o swojej wygranej.
- Nie będę się z tobą zakładał na pieniądze. – powiedział spokojnie Harry.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy, Potter.
- Więc co będzie nagrodą? – dopytał.
- Niech pomyślę. – mruknął, udając, że się zastanawia i zerknął na każdego po kolei. – Całus od Ganger.
- Słucham? – rudy spojrzał na niego jak na kosmitę.
- W policzek. Nic więcej. – odparła.
- Stoi. – rzucili obaj, podając sobie ręce.
- A co mam krzyczeć? Dalej Malfoy, czy Draco? – spytała zanim jeszcze odszedł. Odwrócił się w jej stronę z błyskiem w oku.
- Draco. – powiedział, uśmiechając się łobuzersko. – Bo lubię jak krzyczysz moje imię. – dodał, a ona, choć powinna się zgorszyć, zaśmiała się krótko, a potem udała się z przyjaciółką na trybuny
- Nie wierzę, że Malfoy obiecał złapać dla ciebie znicza. – rzuciła podekscytowana Mirabelle. W jej dawnej szkole nie było tej gry, a słyszała, że jest bardzo ciekawa i emocjonująca.
- Ja też. – mruknęła, wpatrując się w blondyna. Gdy to mówił, jego oczy patrzyły a nią tak.. sama nie wiedziała jak to nazwać, ale widziała w nich, że to obietnica, której dotrzyma. Z początku dość nieśmiało wołała jego imię, dopingując go. Wszyscy uczniowie, którzy akurat przyszli na trening wpatrywali się w nią zaskoczeni, ale z czasem przestała zwracać na to uwagi. Pod koniec, Malfoy był już blisko złapania znicza, a serce Hermiony waliło jak oszalałe.
- DALEJ DRACO!! UDA CI SIĘ!! – krzyczała, klaszcząc i podskakując. I wtedy stało się. Malfoy pchnął lekko Potter’a, a chwilę później znicz był w jego ręce. Wszyscy zamarli w bezruchu widząc to. Ślizgoni nigdy, przenigdy, nie wygrali z Gryffonami. Szatynka również zamarła, jednak z uśmiechem na ustach. Czuła przedziwne ciepło w okolicy serca.
- Złapał go. – pisnęła Mirabelle.
- Jak obiecał. – szepnęła gryffonka. Gra wydawała się jej bardziej ekscytująca niż zwykle. Nie była jednak pewna dlaczego. Czyżby przez to, że jej serce zatrzymywało się na chwilę, za każdym razem gdy on prawie dosięgnął upragnionego znicza? Nie była pewna, ale czuła, że to jest to. Cóż, teraz jedynie zostało jej wypłacić nagrodę. Obie zeszły na dół, by pocieszyć przyjaciół.
- Jakim cudem mu się udało!? – warknął wściekły Ronald.
- Nie mam pojęcia, Ron. – odpowiedział zdenerwowany Potter. Teraz Ślizgoni będą prawdziwym zagrożeniem.
- No więc, Granger. – rzucił głos, za jej plecami. Szatynka odwróciła się w jego stronę z uśmiechem. – Udało mi się cię przekonać?
- Przekonać do czego? – spytała brunetka.
- Do tego, że mecze Quidditcha nie są aż tak beznadziejne. – wyjaśniła i zaraz odwróciła się w stronę chłopaka. – Udało ci się.
- Jak TO jest możliwe? – zdziwił się Harry. – Ty nie cierpisz tego sportu.
- Widzicie panowie.. panie. – poprawił się z parszywym uśmiechem, a Gryfoni warknęli pod nosem. – Kobiety lubią, gdy faceci się przed nimi popisują. – wyjaśnił. – Założę się, że za każdym razem, gdy prawie złapałem znicza, odbierało jej dech w.. piersiach. – uśmiechnął się ironicznie. – Wolę nie wiedzieć co się działo, gdy go złapałem. – rzucił, poruszając znacząco brwiami w stronę Hermiony. Dziewczyna wywróciła oczami na jego gest, jednak nic nie powiedziała. Chwilę jeszcze stali, gdy rozległo się znaczące chrząknięcie.
- Nagroda? – rzuciła Mirabelle, wskazując na Ślizgona.
- Ach tak. – uśmiechnął się. – Moja nagroda. Dzięki za przypomnienie. – odparł wesoło. Postukał swój policzek palcem, wystawiając go w stronę Hermiony. – No dalej, Granger. Zakład to zakład.
- Niech ci będzie. – mruknęła. Podeszła do niego i wspięła się na palce, jednak zanim zdążyła go pocałować, Draco musiał skomentować jej wzrost.
- Może ci stołek podłożyć, Granger? – spytał z wrednym uśmieszkiem. Szatynka uderzyła go w ramię, urażona. Jak on może naśmiewać się z jej wzrostu!? Przecież nie jest aż taka niska. Belle jest mniejsza. To nie jej wina, że to On tak urósł!
- Zamknij się i masz tą głupią nagrodę. – warknęła. Tym razem złapała go za ramię i pociągnęła w swoją stronę, by się pochylił, a potem ucałowała jego policzek. Odsunęła się od niego szybko i odwróciła w stronę reszty. – Idziemy?
- Myślałem, że potrafisz lepiej. – mruknął. Szatynka zacisnęła pięści wściekła, jednak nie dała się sprowokować. Ruszyła dalej pewnym krokiem, odprowadzona śmiechem Malfoy’a. – Do zobaczenia w poniedziałek! – rzucił jeszcze na pożegnanie, ale ona nic nie odpowiedziała. Najbardziej w świecie nie chciała teraz poniedziałku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz