Rozdział 7

     Hermiona niemalże wparowała do klasy, w której odbywały się zajęcia z zaklęć i uroków z profesorem Flitwickiem. Była pewna, że Draco jest już w środku i czeka wraz z nauczycielem. Gdy tylko znalazła się w sali, zobaczyła puste ławki i Filiusa siedzącego za biurkiem. Nauczyciel podniósł zdziwione spojrzenie na dziewczynę.
- Panna Granger.. jest panienka przed czasem. Zajęcia zaczynają się za pięć minut. – powiedział, odkładając pióro na blat stołu. – Ale to miło, że młodym tak śpieszno do nauki. – dodał, uśmiechając się do niej delikatnie. Gryfonka odwzajemniła gest i usiadła w pierwszej ławce. – A gdzie panicz Malfoy? – spytał, a Hermiona wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Myślałam, że już jest w sali. – wyjaśniła.
- Hm. – mruknął pod nosem. – Zapewne zaraz się zjawi. – rzucił, a Hermiona przytaknęła, choć miała dziwne przeczucie, które mówiło jej, że z Draconem jest coś nie tak i nie przyjdzie z tego powodu na zajęcia. Sama nie rozumiała skąd wzięło się to przeczucie i co ma oznaczać, ale postanowiła je od razu zignorować. Dwadzieścia minut później oboje domyślili się, że Draco nie pokaże się na dzisiejszej lekcji Zaklęć, a to wcale nie pocieszało szatynki. Dopiero teraz dotarło do niej, że jej przeczucie było słuszne i nawet przez chwilę zaczęła się martwić, czy przypadkiem wszystko z Malfoyem w porządku. Szybko jednak się za to zganiła i spojrzała wyczekująco na profesora.
- Cóż, skoro Malfoy się nie pokazuje to nie warto chyba zaczynać. – stwierdził, zamykając dużą księgę w której coś ciągle zapisywał od jej wejścia. – Lekcje są specjalnie zrobione dla was, toteż brak drugiego niweczy wszystko. Myślę, że powinnaś udać się teraz do Pani Dyrektor i powiedzieć, że Malfoy się nie zjawił, a także, że zajęcia są odwołane. Ja zgłoszę to pozostałym nauczycielom. – zakomunikował, a Hermiona skinęła głową i załapała swoją torbę, udając się do wyjścia. – Panno Granger! – zawołał w ostatniej chwili, gdy ta była już przy drzwiach.
- Tak Profesorze? – spytała, odwracając się.
- Po wizycie u Pani Dyrektor koniecznie udaj się do Dracona i sprawdź co się z nim dzieje.
- Oczywiście. – kiwnęła i wyszła. Szczerze powiedziawszy nie miała ochoty iść do Malfoya i sprawdzać co z nim, ale musiała. Taki był rozkaz, a ona je posłusznie wykonywała. Taka już była. Z dyrektorką poszło jej dość szybko. McGonagall stwierdziła. że Draco faktycznie był dzisiaj jakiś dziwny na śniadaniu i kazała Hermione to niezwłocznie sprawdzić. Brunetka westchnęła. Czy, do jasnej cholery, Malfoy i jego problemy to jej problem? Nie! Naburmuszona udała się w stronę lochów z zamiarem znalezienia i nawrzeszczenia na tego idiotę.

     Hermiona weszła do dormitorium arystokraty. Wszystko wyglądało całkiem normalnie i nie wskazywało na nic dziwnego. Prawie wszystko. Na łóżku, ubrany w sweter i przykryty swoją jedwabną, zieloną pościelą i grubym kocem, leżał sam zainteresowany, drgając jak oszalały. Do tego mamrotał pod nosem coś niezrozumiałego. Twarz miał całą zalaną potem, a blond grzywka przyklejała mu się do mokrego czoła. Hermiona rzuciła szybko torbę na podłogę i podeszła do chłopaka, który nie wyglądał najlepiej i najwidoczniej miał koszmarny sen. Zaczęła go delikatnie szturchać, próbując go wybudzić.
- Malfoy. Malfoy obudź się. – powtarzała w kółko, ale to nic nie dawało. Zaczęła szarpać nim mocniej, aż w końcu otworzył zaspane oczy.
- Granger? A co ty tu robisz? – zdziwił się, jednak zaraz jakby pozieleniał i wyskoczył z łóżka biegnąc do łazienki. Hermiona szybko udała się w tą samą stronę, jednak gdy zobaczyła chłopaka pochylającego się nad sedesem i wdającego znane jej odgłosy, cofnęła się. Zaraz jednak zdała sobie sprawę, że chłopak może być chory i potrzebuję kogoś, kto teraz przy nim  zostanie.
- Cholera jasna. – mruknęła pod nosem i weszła do środka. – Malfoy, co ci jest? – spytała ostrożnie, podchodząc do niego. Blondyn kaszlał tak mocno, że miała wrażenie, iż wypluje zaraz własne płuca. Kucnęła przy nim i wplątała dłoń w jego krótkie włosy, delikatnie drapiąc go po głowie. – Lepiej ci? – spojrzała na niego czule. Nienawidziła widoku chorych. Robiła się przy nich taka miękka. Pragnęła pomóc każdej pokrzywdzonej osobie, a tak właśnie wyglądał Draco. Chłopak uniósł lekko głowę i spojrzał na nią drwiąco.
- A wyglądam jakby było mi lepiej? – zdążył wydusić, bo po chwili znowu zawisł nad ubikacją. Gdy tylko skończył, z pomocą Hermiony doszedł do umywalki i obmył sobie buzię, a także opłukał usta. Nienawidził wymiotować, bo sam ten smak i zapach powodował, że wszystko tylko się nasilało. Szatynka doprowadziła go do łóżka, ale nie pozwoliła mu się położyć.
- Musimy cię szybko zabrać do skrzydła szpitalnego. – powiedziała, dotykając jego czoła. – Masz gorączkę. – dodała zmartwiona. Draco jednak szybko złapał jej dłonie, gdy chciała od niego odejść.
- Nigdzie nie pójdziemy. – powiedział stanowczo, resztkami sił. – Chcesz, to proszę bardzo, droga wolna. Ale ja nigdzie się nie wybieram.
- Ty tchórzu. – zirytowała się dziewczyna. – Wiesz doskonale, że nie zostawię cię samego w tym stanie. – mruknęła. Chłopak zaśmiał się pod nosem. Granger i jej dobre serce. Dziewczynę aż szlag trafiał, bo wiedziała, że powinni pójść do pielęgniarki, ale przecież Pan Malfoy wie lepiej. Cholera jasna! – Chodź. Zdejmiemy z ciebie ten sweter. Jest cały przepocony. – powiedziała, a Malfoy uśmiechnął się łobuzersko. – Co?
- Ledwo tu przyszłaś, a już chcesz, żebym się rozebrał. No no. – uśmiechnął się, a Hermiona ledwo powstrzymała się od uderzenia go w łeb. Irytował ją coraz bardziej z każdą minutą, ale co mogła na to poradzić? Nigdy nie umiała odwrócić się od kogoś w potrzebie, to było jej przekleństwo. A on, niestety, był właśnie w potrzebie. Nie skomentowała głupiej wypowiedzi Dracona, tylko złapała za krawędzie grubego swetra i pociągnęła go do góry, ściągając z chłopaka. Wrzuciła go do dużego, wiklinowego kosza w łazience i wróciła do pokoju. Pokręciła głową z dezaprobatą widząc jak Draco, próbuje wgramolić się pod kołdrę, trzęsąc się jak tchórzofretka, którą w istocie był.
- Bądźże facetem. – rzuciła, a ten od razu na nią spojrzał.
- A sugerujesz, że nim nie jestem? – spytał zadziornie. – Żebyś się nie zdziwiła, moja droga.
- Twoje zachowanie wskazuje coś zupełnie innego.. mężczyzno. – odparla ironicznie, a potem podeszła do chłopaka. – Chodź, to też zdejmiemy. Jesteś cały przemoczony.
- Już ci coś mówiłem na temat twojego rozbierania mnie. – rzucił dość wesoło jak na jego beznadziejny stan.
- O której przyszedłeś do pokoju i się położyłeś? – spytała, postanawiając zignorować jego kolejną, idiotyczną uwagę.
- Jakieś piętnaście minut przed zajęciami.. nie wiem. – wzruszył ramionami.
- Spałeś trzydzieści pięć minut, a przepociłeś się jak świnia. – rzuciła, pomagając mu z siebie ściągnąć biały T-shirt.
- Jaki miły komplement, Granger. – rzucił urażony.
- Jakbyś chciał jakiś ode mnie usłyszeć. – prychnęła. Odrzuciła biały materiał na ziemię i podeszła do szafy. – Spodnie też możesz ściągnąć. – powiedziała nie patrząc na niego i porządnie się rumieniąc. Zdawała sobie sprawy jak to wszystko wygląda z boku, ale cóż mogła poradzić na swoje złote serce? Nie pozwoli Malfoy’owi się rozchorować, tym bardziej, że miała do niego interes. Mirabelle, którą kretyński kumpel Dracona, Zabini, zaprosił na imprezę, miała szaleńczą ochotę na nią pójść, co oznaczało, że i Hermiona musiała mieć taką ochotę. Na szczęście Harry dla pocieszenia zapewnił, że uda się z nimi i przypilnuje by nie wypiły za dużo, ani by nie zrobiły niczego głupiego, czy też by ktoś nie zrobił czegoś im. Hermiona miała ochotę wycałować Pottera na tą propozycję. Wiedziała, że kto jak kto, ale on ma łeb do picia doskonały. Miała wrażenie, że może opróżnić cały monopolowy, a nic mu nie będzie. Zaiste, jeśli chodzi o alkohol i imprezy to Harry, mimo swojego niepozornego wyglądu, był w tym wszystkim doskonale obeznany.
- Coś jeszcze mam ściągnąć, kochanie? Czy z bokserkami poradzisz sobie sama? – spytał wyrywając ją z zamyślenia, a ona była pewna, że uśmiechnął się zalotnie, a zarazem ironicznie. Przeklęła się w duchu. Za jakie grzechy? Mogła stąd wiać, gdy tylko była okazja.
- Spodnie wystarczą. – odparła, wyciągając z szafy szare dresy, które były chyba jedynymi luźnymi spodniami w tej szafie, a także białą koszulkę. Rzuciła w chłopaka ciuchami, a sama zaczęła zbierać te mokre. Wsadziła je do tego samego kosza co sweter i wróciła do Dracona, który był już świeżo ubrany. – Lepiej?
- Może troszeczkę. – rzucił, choć tak naprawdę było mu o wiele lepiej. Koszulka nie przyklejała mu się do ciała jak tamta, a spodnie były wygodne, luźne i dawaly dużo ciepła, którego bardzo potrzebował.
- Wspaniale. – ucieszyła się i poprawiła kołdrę. Złapała za koc i otuliła nim chłopaka. – Ciepło Ci? – spytała, a on skinął głową. – Doskonale. – powiedziała i usiadła na skraju łóżka. Wyciągnęła z torby wczorajsze testy od Snape’a i zaczęła je powoli rozwiązywać. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę i jak mu powiedzieć, że zjawi się na tej imprezie. Czuła się idiotycznie, ale musiała to zrobić. Jednak nie teraz. Nie, teraz nie miała odwagi.
     Szatynka otworzyła zmęczone oczy. Zamrugała kilkokrotnie przyzwyczajając się do światła panującego w pokoju. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie jest u siebie. Dopiero po chwili doszły do niej pewne fakty. Malfoy jest chory i leży w swoim dormitorium, a ona została z nim, bo ten idiota nie chciał udać się do pielęgniarki. Ale do cholery, kiedy zasnęła? Faktem było to, że nie wyspała się w nocy, bo przewracała się z boku na bok i dlatego też ominęło ją śniadanie. Zwróciła zmęczony wzrok na coś, co usilnie powstrzymywało ją od wstania, leżąc na jej kolanach. Ze zdziwieniem stwierdziła, że to głowa Dracona, swoją drogą, ciężka jak cholera. Chłopak leżał zawinięty w koc niczym w kokon, niemalże przytulając się do jej brzucha. Szatynka zarumieniła się delikatnie.
- Malfoy. – rzuciła, lekko go szturchając. – Malfoy, obudź się. – mówiła, aż w końcu Draco otworzył leniwie zaspane oczy i zamrugał. Zmarszczył brwi widząc, jak na jego oko, kobiecy brzuch, opięty w niebieską bluzkę i uniósł wzrok ku góry. Uśmiechnął się łobuzersko, widząc twarz Panny Granger.
- Miło się spało? – spytała nie za przyjemnie.
- No nawet. – odparł, zadowolony z siebie. – Ale widzę, że nie tylko ja się zdrzemnąłem. – dodał, uśmiechając się do niej głupkowato. Szatynka zmarszczyła czoło. – Włosy masz jakieś takie.. no wiesz, jak z pierwszego roku szkoły.. szopowate. – powiedział, mając ochotę parsknąć śmiechem. Hermiona posłała mu urażone spojrzenie i przeczesała włosy dłonią, poprawiając je.
- Mógłbyś wziąć swój stu kilowy łeb? – spytała, przesłodzonym głosem.
- Mógłbym, ale może nie chcę. – odparł, zadziornie.
- Dobrze. W takim razie cię zrzucę. – uśmiechnęła się do niego szeroko z zamiarem zepchnięcia go z kolan, a także łóżka, ale Draco w ostatniej chwili podniósł się delikatnie, a dziewczyna szybko wstała z łóżka, na którym z powrotem się rozwalił. Hermiona wpakowała test, który rozwiązywała, do torby. Chciała stąd jak najszybciej wyjść, ale nie mogła i doskonale o tym wiedziała.
- Jak się czujesz? – spytała, przeklinając w duchu swoje pieprzone, dobre serduszko. Draco uniósł wysoko brew, zerkając na nią.
- Trochę lepiej, ale tylko nieznacznie, jeśli już musisz wiedzieć. – odparł spokojnie.
- Dobrze. Przynieść ci coś do jedzenia? – zagadnęła zaraz. – Idę na obiad, bo nie jadłam śniadania. Udam się też do Pani Pomfrey. – zakomunikowała, na co chłopak westchnął.
- Jak sobie chcesz. – wzruszył ramionami, kuląc się na łóżku. – A do jedzenia nic mi nie bierz. Chyba, że chcesz, żebym to zwrócił. – powiedział, a Hermiona skrzywiła się. Miała wrażenie, że prawie nic nie przełknie na obiedzie. Postawiła swoja torbę przy fotelu i skierowała się do drzwi.
- Będę jak najszybciej. – zapewniła, a on zaśmiał się szyderczo.
- Będę czekał, kwiatuszku. – zironizował, ale ona wiedziała, że jej potrzebuje. Miała nadzieje, że pielęgniarka da jej jakiś eliksir na zbicie gorączki i Draconowi się trochę polepszy. Ale najpierw udała się do wielkiej sali bo kiszki jej marsza grały. Miała wrażenie, że sto lat minęło od wczorajszej kolacji. Przy stole oczywiście spotkała Pottera i Mirabelle, którzy gadali w najlepsze. Nie obyło się także bez wyjaśnień, gdzie się podziewa Malfoy i czemu nie weszli jak zwykle razem. Trochę się pośmiali z chłopaka na myśl, że leży w łóżku taki bezbronny, ale widząc pełne politowania spojrzenie Hermiony opanowali się. Dla niej choroba nigdy nie była czymś śmiesznym. To naprawdę poważna sprawa.

     Hermiona wraz z przyjaciółką, która szła do lochów na Eliksiry, wracały od Pani Pomfrey. Gdy tylko udało się Hermionie wyjaśnić, że Draco to tchórzofretka i nie zjawi się w skrzydle szpitalnym, kobieta dała jej coś na zbicie gorączki i nieznany jej eliksir, który ma mu rzekomo pomóc odzyskać siły. Dziewczyna nie wnikała w szczegóły, tylko brała co jej dawali. Po drodze spotkała Profesor McGonagall i od razu wyjaśniła jej, że Draco jest chory i że już się nim zajęła. Dyrektorka pochwaliła szatynkę i dała jej dziesięć punktów na konto Gryffindoru za jej dobre serce i pomocną dłoń, którą wyciągnęła w stronę Ślizgona. Hermiona ucieszyła się na jej słowa i razem z Mirabelle poszła dalej.
- Miona, a mówiłaś mu już o tej imprezie? – zagadnęła ja przyjaciółka.
- Jeszcze nie. Poczekam trochę, jak eliksir zacznie działać, a mu się polepszy to powiem. – wyjaśniła. – Jeszcze mi na zawał padnie, jak wyjawię mu to wcześniej. – zażartowała, a brunetka parsknęła śmiechem.
- Tak, a tego byśmy nie chcieli. – rzuciła, poruszając brwiami.
- No, jeśli chcesz iść na imprezę, to naprawdę tego nie chcesz. – słusznie zauważyła, a Belle przeklęła pod nosem, rozbawiając tym Gryfonkę.
- Cholera, masz rację. – przyznała. – No trudno, będzie musiał jeszcze trochę pożyć. – odparła, stając przy sali.
- Kto będzie musiał jeszcze pożyć? – wtrącił się Zabini, który zjawił się przy nich nie wiadomo skąd.
- Nie twój interes, tłumoku. – rzuciła Mirabelle, patrząc na Hermione i wywracając teatralnie oczami. Szatynka zaśmiała się pod nosem i pożegnała z przyjaciółką, idąc dalej w stronę pokoju wspólnego Ślizgonów. Wypowiedziała dobrze jej znane hasło i ogarnęła pokój krótkim spojrzeniem. Nie ważne ile razy tu była, to zielone światło powodowane wodą z jeziora, zachwycało ją za każdym razem. Westchnęła krótko i skierowała się do dormitorium Dracona. Gdy tylko znalazła się w środku, spojrzała od razu na łóżku. Blondyn leżał cały czas w tym samym miejscu, skulony w kłębek i jak na jej oko, próbował zasnąć.
- Cholerna gorączka. – warknął i zaraz spojrzał na dziewczynę stojącą w drzwiach. – O, już jesteś.
- No jestem. – przyznała. – I mam coś dla ciebie. – dodała po chwili.
- Mówiłem, że zwrócę jakiekolwiek jedzenie. – odparł niesympatycznie.
- To nie jest jedzenie, gamoniu. – odparła obrażonym tonem. – Przyniosłam ci coś od Pani Pomfrey. – wyjaśniła, a on powoli uniósł się na łokciach. – Mniejmy nadzieję, że pomoże. – rzuciła na głos swoją myśl i podeszła do łóżka. Położyła na stoliku obie fiolki i usiadła na brzegu łóżka. Złapała eliksir na zbicie gorączki i unosząc nieznacznie głowę Dracona, dosłownie wsadziła mu ją w buzię i przechyliła, wlewając w niego barwną ciesz. Blondas skrzywił się czując gorzki smak specyfiku, ale nie powiedział nic.
- A ta druga? – zaciekawił się, wskazując na niebieski płyn.
- A ta druga, to podobno na odzyskanie sił. – odpowiedziała i zaraz podała mu drugi eliksir, który był jeszcze gorszy w smaku od poprzedniego. Draco zakasłał czując w gardle palący smak.
- Do cholery, są czarodziejami, czy nie mogą robić leków o przyjemnych smakach? – zirytował się, nadal krzywiąc. Hermiona zaśmiała się głośno.
- No tak, bo Paniczowi Malfoyowi wszystko nie pasuje. – rzuciła drwiąco, a on uniósł do góry jedną brew, patrząc na nią intensywnie. Dziewczyna speszona pod wpływem jego wzroku, odwróciła głowę, co niezmiernie go ucieszyło i rozbawiło. – Eliksir na gorączkę powinien zaraz zacząć działać. – powiedziała, nie patrząc na niego.
- Słodko. – skwitował, kładąc się prosto. Na chwilę zaległa między nimi cisza, wypełniona jedynie ich cichymi oddechami. Po chwili jednak Draco zmarszczył czoło. – Chyba powoli działa.
- Jesteś pewien? – spytała, siadając bliżej i dotykając jedną dłonią jego czoła, a druga policzka. Uśmiechnęła się delikatnie. – Faktycznie, powoli ustępuje. – przyznała.
- Bosko. – rzucił zadowolony. – Mam już dość.
- Zachowuj się jak facet z jajami i przyjmij to na klatę. – odparła uśmiechając się do niego wrednie. Draco uniósł się na łokciach i spojrzał na nią uważnie, a po chwili cwanie się uśmiechnął. Dotknął dłonią jej policzka, paraliżując ją na krótką chwilę.
- Ja ci mogę udowodnić, że jestem facetem z jajami, skoro tak bardzo się o to prosisz. – powiedział z obleśnym uśmieszkiem. Hermiona odsunęła się od niego zniesmaczona.
- Nie dzięki.
- Nie? Ciągle mi wmawiasz, że nie jestem facetem, to może czas na to, żebym ci udowodnił. – stwierdził wyswobodziwszy się z grubego koca. Kucnął przy dziewczynie i złapał jej twarz w dłonie. – Dam ci taką rozkosz, że będziesz krzyczeć moje imię i błagać o więcej. – wyszeptał jej do ucha, przez co go od siebie odepchnęła. – Nie graj nieprzystępnej. – wymruczał, a dziewczyna szybko wstała na równe nogi.
- Jesteś bezczelnym, niewyżytym seksualnie, kretynem. – zirytowała się. – Ja ci pomagam, siedzę tu pół dnia i się tobą zajmuje, matole, a ty tak mi się odwdzięczasz.
- Mogę ci się odwdzięczyć dużo ładniej. – powiedział cicho, łapiąc ją w tali.
- Czy ty czasem myślisz o czymś innym niż seks? I miewasz dni bez tych idiotycznych skojarzeń? Bo coś czuję, że nie! – warknęła zdenerwowana. Bynajmniej nie jego głupimi tekstami, a jego ciągła bliskością, który przyprawiała ją o przyjemne dreszcze, a tak być nie powinno.
- Kiedy jestem z tobą nie umiem myśleć o niczym innym. – szepnął jej do ucha, szybko przegryzając jego płatek. Hermiona odepchnęła go od siebie ponownie i podeszła do fotela. Złapała za swoją torbę i skierowała się do drzwi.
- Skoro umiesz tylko pajacować, to ja tutaj skończyłam. Sam się dalej lecz. – powiedziała, otwierając drzwi i już prawie wyszła, jednak na chwile odwróciła się w jego stronę i spojrzała prosto w jego rozbawione, choć zlodowaciałe, stalowe tęczówki – I przyjdę na tą twoją głupią imprezę. – powiedziała cicho, a wielki uśmiech wykwitł na jego twarzy. Dziewczyna szybko wyszła, zamykając za sobą drzwi. Odetchnęła głęboko. To jedno zadanie miała już za sobą. Teraz pozostało jej jedynie wybrać coś na imprezę, a potem jakoś się na niej zachowywać i nie dać podpuszczać żadnemu Ślizgonowi, a tym bardziej jemu. Jak najszybciej wyszła z wieży Slytherinu, chcąc już się znaleźć w swoim dormitorium. Jedyną rzeczą o jakiej marzyła teraz był zimny prysznic i sen. Była naprawdę wykończona po nieprzespanej nocy. Po drodze natknęła się jeszcze na dyrektorkę, która oznajmiła jej, że jutrzejsze zajęcia są odwołane, bo Draco powinien dojść do siebie. Szatynka uśmiechnęła się na tą wieść, mimo iż kochała naukę, a szczególnie w tej szkole. Twarz jej jednak szybko spochmurniała, gdy McGonagall powiedziała, że ma koniecznie jutro zajrzeć do chłopaka, bo Pani Pomfrey jedzie do Londynu z rana i będzie w szkole dopiero po południ, a reszta uczniów ma zajęcia. Przygaszona Hermiona udała się do siebie, z ponurą wizją dnia jutrzejszego. Co ona bidulka zrobiła światu, że ją tak karze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz